piątek, 1 czerwca 2012

Recenzja „Królewny Śnieżki”!


Widzieliśmy „Królewnę Śnieżkę i Łowcę”
Już 1 czerwca do kin wchodzi nowy letni blockbuster zatytułowany „Królewna Śnieżka i łowca”. Wygląda na to, że baśnie na dużym ekranie znów są w modzie. Jak na tle innych obrazów poradziła sobie produkcja z główną rolą gwiazdy „Sagi Zmierzch”? Zapraszamy do naszej recenzji.

Skłamałbym okrutnie gdybym stwierdził, że z niecierpliwością czekałem na tę filmową wersję opowieści o Królewnie Śnieżce. Wielkim fanem bajek nie jestem, a „Czerwony Kapturek” z wielkooką gwiazdą „Mamma Mii” w roli głównej jakoś mnie nie porwał, pomimo całkiem znośnego klimatu. Jako jednak, że trend ekranizacji klasycznych historii najwyraźniej zakorzenia się coraz mocniej, postanowiłem zobaczyć, co też to nowe dzieło ma do zaoferowania.
Wydaje Wam się pewnie, że znacie tę historię. Otóż figa – nie znacie. Czy bowiem, epatowani od dziecka przesłodzoną jak lody z Ikei wersją disneyowską, zadaliście sobie kiedykolwiek pytanie, skąd do cholery w ogóle wzięła się ta paskudna macocha? No właśnie! I to jest w „Królewnie Śnieżce i Łowcy” naprawdę dobre – cała grupa ludzi usiadła i postanowiła w całkiem sensowny sposób opowiedzieć całą historię od początku do końca, nie pomijając przy tym nawet najdrobniejszych detali. Ponadto szybko okazuje się, że nikt tu nie poszedł na łatwiznę, a każdy ważny dla oryginalnej baśni wątek wpleciony jest zgrabnie w fabułę. Mało tego! Do tego dochodzą swoiste bonusy w postaci gościnnych występów kilku legendarnych postaci, nieuwzględnionych u Disneya czy w oryginalnej wersji książkowej. Fajnie? Jak na razie tak.

Lecimy dalej. Klimat – sztuk jedna – jest obecny. Nowa „Królewna Śnieżka i łowca” to coś pomiędzy fenomenalnym moim zdaniem „Gwiezdnym Pyłem” (chodzi mi, rzecz jasna, o ekranizację książki Neila Gaimana) a „Jeźdźcem bez głowy” Tima Burtona. Z tym pierwszym może kojarzyć się ogólna konwencja i stylistyka kształtowania wydarzeń i bohaterów. „Królewna Śnieżka i łowca” to baśń pełną gębą, w związku z czym niektóre zabiegi należy traktować z przymrużeniem oka. Śnieżka siedzi na tyłku w zimnej wieży przez wszystkie lata młodzieńcze? Ano siedzi. Jednakowoż kiedy przychodzi do jazdy konnej, młoda dziedziczka tronu wykazuje się nagle maestrią godną mieszkańców mongolskich stepów. Stosując tu nie do końca zgrabną „końską” klamrę, z „Jeźdźca bez głowy”, film o Śnieżce bierze natomiast swoją mroczniejszą stronę, na czele z fenomenalną puszczą, która bezpardonowo narkotyzuje nielicznych odwiedzających, sprowadzając na nich wizje rodem z twórczości Lovecrafta. W odróżnieniu od „Czerwonego Kapturka”, po „Królewnie…” widać, jaki film chcieli zrobić jego twórcy. Jest to zdecydowanie baśń, ale z pazurem. Bracia Grimm byliby zadowoleni.
Kolejnym niezaprzeczalnym atutem filmu jest Charlize Theron, osadzona w roli Tej Złej (zwanej Rawenną). Piękna Południowoafrykanka to najjaśniejszy klejnot Śnieżki, lśniący silnym blaskiem aż do finałowej sceny. Przy Theron bardzo blado wypadają natomiast odtwórcy dwóch głównych ról, to jest sama Śnieżka oraz Łowca. Kristen Stewart gra dokładnie tak, jak można by się spodziewać po obejrzeniu kilku internetowych memów z nią w roli głównej. W zasadzie cały czas melancholijnie marszczy brwi i robi dziwną, nieokreśloną minę, kojarzącą się jednoznacznie z końską dawką LSD. Przyznam, że w ramach zachowania zdrowia psychicznego nie obejrzałem żadnej części sagi „Zmierzch”, a po występie Stewart w roli Śnieżki jestem pewien, że to była dobra decyzja. Natomiast Chris Hemsworth… Cóż – tu bardziej przyczepiłbym się nie tyle do gry aktorskiej, co do niekonsekwencji w kreowaniu postaci. Wydaje mi się, że musiałem mrugnąć w momencie, w którym mocna niechęć łowcy przerodziła się w szczere oddanie Śnieżce.
Co by jednak nie mówić – podobało mi się, serio. Pomimo kilku przegadanych scen i tragicznej mowy motywacyjnej Śnieżki, która w normalnych warunkach porwałaby tylko fanów twórczości Stephanie Meyer, „Królewna Śnieżka i łowca” to sprawnie zrealizowana opowieść, która wciąga od początku do końca i nie raz potrafi zaskoczyć oryginalnym podejściem do tematu. Nie należy spodziewać się fajerwerków, ale jest to idealny kandydat na weekendowe wyjście do kina na coś, co nie jest „Avengersami”. Przyznam, że żeby zobaczyć ten film, musiałem wstać z łóżka przed siódmą rano. Co jednak bardzo pozytywnie mnie zaskoczyło – zdecydowanie tego nie żałuję.

filmyfantastyczne.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

share

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...