Królewna Śnieżka i Łowca" jest mrocznym rewersem amerykańskich spektakularnych filmów science-fiction. Zamiast robotów – karły. Zamiast laserów – miecze. Emocji jednak nie brakuje ani przez sekundę, głównie dzięki dobrze wyważonym proporcjom między nagłymi zwrotami fabularnymi, balistycznymi popisami i świetnymi, ale nie nadużywanymi efektami specjalnymi. Wszystkie te składniki dokładnie odmierzył debiutant Rupert Sanders. Temu dotychczasowemu twórcy reklam studio powierzyło reżyserię obrazu z budżetem w wysokości siedemdziesięciu milionów dolarów. Z historii królowej, która w wyniku zbyt częstej lektury kobiecych czasopism boi się starości, więc aby pozostać najpiękniejszą na świecie, ale też nieśmiertelną, musi wykończyć swoją pasierbicę – tytułową Śnieżkę, zrobił epicką baśń dla dorosłych. Okrutna Królowa (świetna i zimna Charlize Theron) chce nie tylko pozostać wieczną władczynią swoich ziem – ma w planach podbicie całego świata, co zamordowanie więzionej w zamkowym loszku Śnieżki ma oczywiście ułatwić. Śnieżka (Kristen Stewart – na wyrost były opinie, że jej dublerką może być zwykła deska) nie jest jednak w ciemię bita i dzięki sprzyjającym siłom natury z loszku umyka. Jej wyśledzeniem ma się zająć piękny jak Beckham łowca (Chris Hemsworth, znany też jako Thor, powoli staje się specjalistą od ról bohaterskich beckhamów). Łowca w decydującej chwili sprzeciwi się Królowej, bo inaczej film byłby bez sensu, i wspólnie ze Śnieżką wyruszą w drogę, która ma doprowadzić ich do obalenia rządów Królowej, lubującej się w wysysaniu młodości z wiejskich dziewuszek.
Przygody, które napotkają na swojej drodze, poruszą wasze serca i oczy. Świetne zdjęcia Greiga Frasera sprawią, że momentami będziecie mieli wrażenie, że jesteście na "Władcy Pierścieni". Kiedy do Śnieżki i łowcy dołączy gromadka karłów, uformuje się coś w rodzaju "drużyny pierścienia". Ekipa przemierzy krainę elfów aby dojść do zamku, w którym do "drużyny" dołączą ludzcy sprzymierzeńcy Śnieżki. Wspólnie wyruszą na zamek Królowej, aby ciemiężycielom odciąć głowy. Znakomicie obsadzono role karłów – nie są pociesznymi krasnoludki, ale wojowniczo nastawione niziołki, o sercach wielkich jak pięść trolla. Wśród nich: pamiętny Al z serialu Deadwood (Ian McShane), Mario Bros (Bob Hoskins), Truman Capote (Toby Jones), Beowulf (Ray Winstone) i niezapomniany instruktor jazdy z "Happy-Go-Lucky" (Eddie Marsan). Ta waleczna gromadka dodaje filmowi humoru, bo obraz Sandersa jest połączeniem gotyckiego mroku (rzecz się dzieje w alternatywnej wersji średniowiecza) i fantasy. Filmowa Anglia to miejsce okrutne, gdzie zamiast bezrobotnych Polaków mieszkają wielkie i przerażające trolle, a miejscem, którego obawiają się wszyscy nie jest stadion Milwall, ale Mroczny Las, w którym nawet czary Królowej tracą moc. "Królewna Śnieżka i Łowca" nie jest bajką w stylu "Willow". Tutaj dzieci nie znajdą nic, poza strachem. Nawet muzyka Jamesa Newtona Howarda to nie samo tylko podbijanie bębenka, ale gęstniejąca i ciemna nuta, jak ulał pasująca do średniowiecznych deszczy, kruków i zimnych, przewiewnych zamków.
Śnieżka" momentami wydaje się być inspirowana "Władcą Pierścieni": przy ujęciach z lotu ptaka drużyny idącej przez góry, filmowaniu Theron czy konnych oddziałów, ale nie wchodzi w imitatorstwo. Chociaż budżet "Śnieżki" jest niższy "zaledwie" o dwadzieścia milionów dolarów, co widać głównie w scenach batalistycznych, to fabularnie prezentuje się na tyle okazale, że posoka cieknąca z każdego rogu ekranu nie musi niczego rekompensować. Inaczej w nowej wersji baśni braci Grimm przedstawiono elfy – są malutkimi stworzeniami w stylu wróżki z "Hooka" Spielberga, żyjącymi w sielankowej krainie, która jednak w wyniku toczącej się wojny też straci swoją niewinność. Nie odjeżdża jednak filmowa adaptacja Sandersa daleko od oryginału napisanego przez braci Grimm. Ich baśnie pełne są przemocy, ale też żelaznych zasad, w myśl których dobro zawsze zwycięży niegodziwość. Podobnie jak w oryginale (czy w disnejowskiej bajce) Królowa podejmie próbę własnoręcznego zabicia Śnieżki w zmienionej postaci. Pojawi się zatrute jabłko i pocałunek z przystojniakiem. Tim Burton by tego nawet lepiej nie zrobił.
Śnieżka" momentami wydaje się być inspirowana "Władcą Pierścieni": przy ujęciach z lotu ptaka drużyny idącej przez góry, filmowaniu Theron czy konnych oddziałów, ale nie wchodzi w imitatorstwo. Chociaż budżet "Śnieżki" jest niższy "zaledwie" o dwadzieścia milionów dolarów, co widać głównie w scenach batalistycznych, to fabularnie prezentuje się na tyle okazale, że posoka cieknąca z każdego rogu ekranu nie musi niczego rekompensować. Inaczej w nowej wersji baśni braci Grimm przedstawiono elfy – są malutkimi stworzeniami w stylu wróżki z "Hooka" Spielberga, żyjącymi w sielankowej krainie, która jednak w wyniku toczącej się wojny też straci swoją niewinność. Nie odjeżdża jednak filmowa adaptacja Sandersa daleko od oryginału napisanego przez braci Grimm. Ich baśnie pełne są przemocy, ale też żelaznych zasad, w myśl których dobro zawsze zwycięży niegodziwość. Podobnie jak w oryginale (czy w disnejowskiej bajce) Królowa podejmie próbę własnoręcznego zabicia Śnieżki w zmienionej postaci. Pojawi się zatrute jabłko i pocałunek z przystojniakiem. Tim Burton by tego nawet lepiej nie zrobił.
Od amerykańskich bajek o robotach, kosmitach i innej tandecie wolę nieprzesadnie zamerykanizowaną baśń. Nie ma tutaj setek latających pojazdów, bohaterów rzucających się na czołgi i czarnoskórego bohatera, ratującego Śnieżkę przed arabskim zamachowcem-samobójcą. To w gruncie rzeczy bardzo tradycyjna i spektakularna bajka, która gdy tylko przyspiesza – wbija w fotel. Coś dla miłośników mrocznego fantasy, zrealizowanego z rozmachem, ale bez tandetnych chwytów. Dobre aktorstwo nie jest przyćmione nawałnicą efektów specjalnych, a te, jeśli już się pojawiają, robią wrażenie.
źródło:film.onet.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz