„Królewna Śnieżka” to jedna z najpopularniejszych baśni braci Grimm. Znamy ją wszyscy, choć zapewne nie dokładnie w tej wersji, w jakiej spisali ją Niemcy 200 lat temu. Film Ruperta Sandersa również mocno odbiega od oryginału. Grimmowie mieliby pewnie spory problem z rozpoznaniem w nim swego dzieła, a jednak mogliby być z niego dumni. „Królewna Śnieżka i Łowca” jest bowiem filmem mrocznym i bliżej jest mu do literatury fantasy niż kolorowych, lukrowanych bajeczek na dobranoc.
Kino spod znaku fantasy, pomimo wielkiego sukcesu trylogii Petera Jacksona, wciąż wydaje się nie wykorzystywać tkwiącego w nim potencjału. Sanders, który stawia w Hollywood dopiero pierwsze kroki, miał więc strasznie trudne zadanie do wykonania. Ale to, że brakowało mu doświadczenia, tym razem okazało się atutem. Brytyjczyk podszedł bowiem do realizacji filmu z otwartym sercem i umysłem, a także pasją i entuzjazmem, czego rezultaty widać na ekranie. „Królewna Śnieżka i Łowca”, choć to niezaprzeczalnie letnie widowisko pełne efektów specjalnych, to przede wszystkim jest angażującą emocjonalnie opowieścią o utraconej niewinności i o sposobach radzenia sobie z bólem.
Dwie główne bohaterki filmu, Śnieżka i jej macocha Rawenna, zostają mocno doświadczone przez los. Obie przechodzą w dzieciństwie straszliwą traumę. Ale o ile Śnieżka nawet po wielu latach więzienia nie straciła ducha, o tyle Rawenna nigdy się nie podniosła po krzywdach, jakich doznała, a swój ból i strach przekuła w bezwzględność i okrucieństwo. I to właśnie dramat królowej jest siłą napędzającą fabułę. Postać Rawenny – tym samym znakomita rola Charlize Theron – to absolutnie najmocniejszy punkt całego filmu. „Królewna Śnieżka i Łowca” zaskakuje dojrzałością w opowiadaniu historii królowej. Jej postać jest o wiele bardziej skomplikowana, niż moglibyśmy tego oczekiwać od zwykłego blockbustera. I właśnie dlatego jest tak fascynująca – za każdym razem, kiedy Theron pojawia się na ekranie, nie można od niej oderwać wzroku.
Paradoks polega na tym, że wyśmienita Theron odejmuje wartość filmowi. Aktorka jest bowiem tak cudowna jako oprawca i ofiara, że kiedy znika z ekranu, słabnie też magia całej opowieści. Nie ma wątpliwości, kto rządzi na ekranie. Królowa jest tylko jedna. I to pomimo faktu, że zarówno Kristen Stewart, jak i Chris Hemsworth stworzyli solidne kreacje i w innym towarzystwie byli najjaśniejszymi gwiazdami. Sympatycznym dodatkiem było zaangażowanie do ról krasnoludów brytyjskich mistrzów aktorstwa, m.in.: Boba Hoskinsa, Toby’ego Jonesa, Raya Winstone’a i Eddiego Marsana. Jeśli tak jak ja lubicie angielskie kino, docenicie każdą minutę spędzoną w ich towarzystwie.
„Królewna Śnieżka i Łowca” okazał się więc satysfakcjonującą opowieścią. Lepszą niż mogłem oczekiwać.
Źrodlo:vampiresdaily.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz